Świat Lily

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

Tak, w galerii pojawiają się obrazki, przedstawiające moje małe wyobrażenia bohaterów. Obrazki dodawać może każdy użytkownik więc jeśli macie inne zdanie niż ja - śmiało! :)

#1 2011-11-27 21:27:15

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

Sielankowy epilog

Wśród wojny, śmierci i problemów miłosnych czasem można się bardzo szybko zatracić, wiecie? Czasem, żeby nie zwariować nachodzi mnie myśl, że trzeba stworzyć coś sielankowego, tak idealnego, żeby chciało się aż wymiotować. Jakiś czas temu zapragnęłam napisać epilog mojego opowiada, który będzie tak samo sielankowy jak ten, który przeczytaliśmy w Insygniach śmierci. Tak więc, drogie panie i panowie, jeśli jacyś są - oto mój własny, sielankowy epilog dla opowiadania swiat-lily 

Uwaga, od tej słodyczy może zemdlić 

Londyn, 1 września 1996 r.

Na peronie numer 9 i ¾ jak zwykle 1 pierwszego września panowało zamieszanie. Sowy pohukiwały w klatkach, koty miauczały w koszykach a głosy dzieci i rodziców żegnających się z sobą rozbrzmiewały w każdym kącie.
Pięcioletnia dziewczyna z długimi, związanymi w dwa kucyki czarnymi, kręconymi włosami rzuciła się z płaczem na ręce matki.
- Mamo, on mówi, że przynoszę pecha!
Ojciec dziewczynki zachichotał pod nosem, ale szybko umilkł widząc spojrzenie żony. Dziewczyna wskazywała drżącą rączką na starszego brata, który ubrany w szkolną szatę uśmiechał się do niej szeroko.
- Kochanie, nie przynosisz pecha… - zaczęła łagodnie kobieta, ale urwała bo oto tuż obok rozległ się huk a kilka osób krzyknęło.
Przez barierkę przebiegło kolejno dwóch chłopców. Młodszy, nie zdążył zahamować wózka i wpadł prosto na starszego, przewracając i siebie i jego, oraz oba wózki.
Dziewczyna zawyła żałośnie.
- Przynoszę pecha! – zapiszczała, zalewając się łzami – Zabiłam ich!
Ale chłopcy już się podnieśli, zaśmiewając do rozpuku i zaczęli składać swoje rzeczy, poklepując się po ramieniu. Brat dziewczynki pomachał do nich i pobiegł w tamą stronę, krzycząc na odchodnym.
- Tylko ich trochę poturbowałaś!
Kobieta przewróciła oczami i westchnęła słysząc cichy śmiech męża.
- Pomogę im – rzucił pospiesznie Remus i nie czekając na reakcję żony pobiegł w tamtym kierunku.
- Widzisz, nic im nie jest – powiedziała łagodnie, poprawiając kucyki lecz wtem znów rozległ się huk i Remus padł jak długi na ziemie, potknąwszy się o własne nogi. Mała Scar znów zawyła, a jej matka zakryła szybko usta, bu ukryć śmiech i spojrzała przepraszająco na podnoszącego się Remusa.
- Ups!
- Widzisz, mówiłem ci, że jeszcze żyje – usłyszeli za sobą śmiech – Nie jest mniej poobijany niż zawsze, ale żywy.
- Musisz go trochę bardziej oszczędzać, jeśli chcesz żeby dożył przynamniej późnego wieku starczego – zwróciła się do April roześmiana Lauren – Jest bardzo delikatny.
Lupin podniósł się z ziemi i zaczął otrzepywać szatę, a Scarlet wyswobodziła się z uścisku matki i wskoczyła mu natychmiast na ręce niczym mała małpka, pochlipując nadal pod noskiem.
- Nie przesadzaj – zaśmiał się Syriusz, obejmując ramieniem Lauren – W ciężkim stanie powinien wytrzymać do wcześniej emerytury…
Chłopcy od wózków zebrali się w końcu i podeszli do nich, nadal mocno rozbawieni. Braian podszedł do siostry i pieszczotliwie pociągnął ją za kucyk.
- Zawsze musicie zrobić zamieszanie? – spytała rozbawiona Lauren, podchodząc do Lucasa i poprawiając mu włosy. Odskoczył jak oparzony i spojrzał na matkę z oburzeniem.
- Zawsze musisz mi to robić? Nie jestem już dzieckiem!
- Mamin synek – zaśpiewała rudowłosa dziewczynka podbiegając do nich.
- Zapłacisz za to rudo małpo – wycedził i nim ktoś zareagował, złapał ją w pasie i zaczął z całej siły czochrać rude włoski.
Mała Lily jednak się nie dała i po chwili zatopiła zęby w jego ręce.
- Ona ma wściekliznę – krzyknął do rodziców, wskazując na wyszczerzoną dziewczynę. Pokazała mu język.
- Mamo!
- Lucas… - westchnęła cicho Lauren – Pamiętaj, że masz się nią opiekować…
Dzieciaki natychmiast zaczęły protestować, przekrzykując się wzajemnie.
- Czołem! – Druga rudowłosa dziewczynka podbiegła do nich, ciągnąc za sobą jeszcze jedną, o połowę mniejszą.
Lily natychmiast przestała się kłócić z bratem i rzuciła się na Lauren, ignorując fakt, że Lucas poczerwieniał na twarzy. Malutka Natalie natychmiast przylgnęła do nogi barta, a dziewczynki odeszły, gadając jak najęte. Syriusz i Remus patrzyli na to z mieszaniną rozbawienia i przerażenia wymalowanych na twarzach, natomiast Lauren uśmiechnęła się szeroko.
- One są czasem… Przerażające – powiedział w końcu Black, marszcząc brwi.
- Nie wiem o czym mówisz – Lily i James w końcu przedarli się przez tłum i doszli do przyjaciół – Są urocze.
James już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast zrezygnował. Temat dwóch małych klonów wielokrotnie był już tematem kłótni.
Nikt bowiem, kto popatrzyłby na małą Lily i Lauren oraz na dużą Lily i Lauren nie mógłby nie zauważyć podobieństwa między nimi. Co ciekawe, zupełnie niezamierzonego przez nikogo.
- Czas się zbierać – oznajmiła April, kładąc rękę na ramieniu Braiana, który teraz podszczypywał Scar w bok – Mógłbyś już przestać.
- Chce jej podokuczać na zapas, tak, żeby starczało do Bożego Narodzenia – oznajmił rezolutnie chłopiec – Ona to lubi.
- Ty to lubisz – poprawił go rozbawiony Remus, a chłopiec wzruszył szybko ramionami.
- Może troszeczkę…

- Nie podobają mi się ich uśmiechy – powiedziała zaniepokojona Lauren, patrząc na żegnających się Lucasa i Syriusza. Obaj uśmiechali się w dokładnie ten sposób i Lauren wiedziała, że oznacza to tylko jedno; kłopoty.
- Zabrałaś mapę? – spytała Lily, zerkając na Jamesa i Harryego, którzy uśmiechali się w niepokojąco podobny sposób. Lily już dawno przestała próbować zabrać synowi pelerynę. Do tej pory pamiętała ten jeden raz, kiedy jej się to udało i znacznie powiększoną liczbę sów, jaka przyszła tego roku do domu.
- Cztery razu – odpowiedziała z powagą Lauren – Teraz mam ją tu – dodała i dla potwierdzenia wyciągnęła z torebki złożony fragment pergaminu. Bez wątpienia była to mapa Huncwotów.
- Więc nie masz się o co martwić – powiedziała Lily, uśmiechając się – Pomyśl, że to ostatni rok. Lily nie rozrabia aż tak bardzo…
- Jeszcze – westchnęła Lauren – Zaczyna dopiero piątą klasę…
- Oh, czyli wszystko przed nią – zaśmiała się Lily – Najlepsze przed nią…
- Nie da się ukryć…

- Dadzą sobie radę – zapewnił Lauren Syriusz, obejmując ją w pasie. Robił tak co roku, mimo, że wcale tego zapewnienia nie potrzebowała – W Hogwarcie nie zginą.
- Wiem – powiedziała jak zawsze, opierając głowę na jego ramieniu. Uśmiechnęła się, patrząc jak pociąg rusza przed siebie.
- Zabrałaś mu mapę? – spytał od niechcenia. Bardzo kibicował żartom syna, ale już dawno postanowił nie wcinać się jego walkę z Lauren i od mapy trzymał się z daleka. Nie tyczyło się to dwukierunkowych lusterek, ale o nich… o nich wcale Lauren wiedzieć nie musiała.
- Jest tu – powiedziała, nie kryjąc satysfakcji na twarzy i pokazała mu swoje trofeum. James zaciekawiony wychylił się, żeby popatrzeć. Remus był zbyt zajęty odprowadzaniem spojrzeniem syna, który w tym roku pojechał do szkoły po raz pierwszy.
- Nie wierzę – wyszeptał zaskoczony James, a Syriusz wyglądał na tak samo oszołomionego jak on. Wziął pergamin, otworzył go i roześmiał się głośno, pokazując przyjacielowi co ma.
- Mój chłopak! – zaśmiał się, rozkładając przed Lauren wielką instrukcję montażu magicznej werandy Mr. Bubblesa.
Złapała ją natychmiast i obejrzała dokładnie, a oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia.
- Ale… Ale jak… Przecież ją sprawdzałam!
- I tak oto syn przerósł ojca – oznajmił z dumą Syriusz, wypinając pierś i obejmując ramieniem Lauren.

Tymczasem.

Lucas zamknął drzwi od przedziału i usiadł przy oknie, wyjmując zza pazuchy szaty mapę Huncwotów. Teraz, kiedy upewnił się, że Lily znalazła sobie miejsce w przedziale – pełnym wyłącznie dziewcząt, jak pouczył go Syriusz tuż przed odjazdem – mógł w końcu zająć się swoimi sprawami.
Przechwycenie mapy w tym roku było o wiele trudniejsze, niż dotychczas i Lucas musiał się wykazać nie lada pomysłowością, żeby nie został mu odebrany jego największy skarb. Tego lata, mogła mu jednak bardzo magia, której przecież mógł używać już legalnie nawet w domu.
Dlatego odkąd zorientował się, że Lauren nadal chce odebrać mu mapę, schował ją bezpiecznie już pierwszego dnia w domu dziadków, a przy sobie nosił jej wierny duplikat – który wcześniej był zwykłą instrukcją obsługi.
Teraz, gratulując sobie geniuszu, złożył skarb, wepchnął go za pazuchę i zajął się rozmową z kolegami.


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.21-kr.pun.pl www.zawada.pun.pl www.telekomunikacja.pun.pl www.goldcraft.pun.pl www.dyrtownia.pun.pl