Ogłoszenie

Tak, w galerii pojawiają się obrazki, przedstawiające moje małe wyobrażenia bohaterów. Obrazki dodawać może każdy użytkownik więc jeśli macie inne zdanie niż ja - śmiało! :)

#1 2011-11-27 21:24:33

 nanina

Administrator

5112960
Zarejestrowany: 2011-11-27
Posty: 269
Punktów :   
WWW

Wyjazd Lauren

Z radością zapewne przyjmiecie do wiadomości, że mało Lauren mi zostało. Macie przed sobą tekst sprzed... Tuż z początków bloga. Wtedy to Lauren i Syriusz mieli się przyjaźnić aż do czasu zakończenia szkoły i... Akcja dzieje się już po szkole. Żałuję bardzo, że zrezygnowałam z tego, wiecie?

Gwoli wyjaśnienia, Joyce=Lexie 
Wyjazd


Walenie do drzwi nie ustępowało. Syriusz podniósł się ciężko z fotela, sprawdził czy ma różdżkę w spodniach i przeszedł do holu.
Otworzył drzwi na oścież i nie zdążył nawet zareagować, gdy ktoś rzucił mu się na szyję z dzikim uściskiem.
- Zgadnij – powiedziała Lauren odsuwając się od niego a na jej twarzy wymalowane było podniecenie – kto został zakwalifikowany do rocznej wymiany studenckiej z Bostońskim Uniwersytetem Magicznym? Bardzo elitarnym i renomowanym Uniwersytetem posiadającym najlepszą placówkę szkoleniową dla przyszłych Zielarzy?
- Skąd… Przyjęli Cię!? – Spytał, gdy doszedł do niego sens wypowiedzi – przyjęli Cię na wymianę!?
Pokiwała żarliwie głową uśmiechając się szeroko. Poderwał ją od ziemi, okręcił kilka razy dookoła własnej osi i postawił, śmiejąca się głośno – Gratulacje!
- Tylko siedmiu studentów – powiedziała z podnieceniem, gdy pociągnął ją do salonu – Wszyscy z ostatniego roku, najlepsze średnie przez ostanie dwa lata!
- I pierwszoroczna – uśmiechnął się szeroko, wyjmując z barku szklanki i butelkę Ognistej Whisky – Jest się czym chwalić.
- Czy Ty wiesz, jaka to szansa!? Tyle… dziękuję – urwała, by opróżnić jednym łykiem całą zawartość szklanki – tyle… o czym mówiłam?
- O szansie – uśmiechnął się, nie odrywając od niej wzroku. Była rozpromieniona, oczy błyszczały jej jeszcze bardziej niż zwykle, policzki przybrały różową barwę. Rozwiane przez wiatr włosy otulały niesfornie jej buzię.
Pokiwała głową, ale nic więcej nie powiedziała. Zapadła głucha cisza. Opuściła wzrok, kreśląc kółka na blacie stołu.
- Kiedy wyjazd? – Spytał po chwili.
- Za tydzień – odpowiedziała, a on poczuł dziwne ukłucie żalu, na myśl, że to tak szybko. Chyba też o tym pomyślała, bo powiedziała cicho.
- Nie będzie mnie rok. Przez rok a może nawet dłużej, nie będziemy się widywać. Będzie mi Ciebie strasznie brakować – dodała zawstydzona szczerością, na jaką się zdobyła. Pokiwał głową.
- Szybko minie – powiedział bez przekonania – i zawsze możesz wpaść na święta, nie?
Pokiwała głową na znak, że się zgadza. Znów zapadła cisza, tym razem jednak niezręczna.
- Pójdę już – stwierdziła i oboje podnieśli się równocześnie – Muszę powiedzieć jeszcze Lily i rodzicom. Na pewno się ucieszą.
Zgodził się kiwnięciem idąc za nią do przedpokoju. Chciała coś powiedzieć ,gdy podszedł do niej i uścisnął ją bardzo mocno.
Przymknęła powieki, wdychając jego zapach. Nagle poczuła, że wcale nie chce stąd wychodzić.
<i> Poproś, żebym została </i>, pomyślała zagryzając wargi <i>, na Boga, Syriuszu, poproś, żebym została! </i>.
- Uważaj na siebie – wyszeptał, nie wypuszczając jej z objęć – i wpadnij jeszcze przed wjazdem.
- Na pewno – powiedziała drżącym głosem odsuwając się – przyjdę na pewno.
Wyszła, zamykając za sobą drzwi. Patrzył przez chwilę w miejsce, w którym zniknęła poczym zmusił się całą silą woli, jaka mu pozostała, by za nią nie zawołać. Czuł, że by wróciła.

[xxx]

Wpatrywała się tępo w tablicę, na której migały kolorowymi światłami godziny odlotów świstoklików. Ten, którym miała odlecieć do Bostonu, widniał na niej od dziesięciu minut, a jej zostały jeszcze niespełna piętnaście, na ewentualny odwrót.
Ściskała mocno walizkę, czując coraz większą rozpacz, na myśl o opuszczeniu przyjaciół na kilka miesięcy. Przyjaciół, którzy nadal nie przybyli, żeby się z nią pożegnać.
Co chwilę odwracała się, myśląc że ktoś woła jej imię. Spotykała spojrzeniem tylko setki obcych jej ludzi, spieszących się do swoich stanowisk.
- Świstoklik do Bostonu, odlatuje za pięć minut ze stanowiska ósmego. Prosimy pasażerów o stawienie się na miejsce.
Rozejrzała się dookoła, a nie widząc nikogo w pobliżu, podniosła torbę i ruszyła kolejki, ciągnącej się kilka stóp w przód.
Podała czarownicy swoją przepustkę, uśmiechnęła się do niej sztucznie i schwyciła za miedziany garnek, odwracając się gdy odór trawionej whisky uderzył ją w twarz. Najwyraźniej starszy czarodziej stojący obok niej, denerwował się podróżą, bo wzruszył ramionami i łyknął zdrowo ze schowanej za pazuchę butelki.
- Odliczanie rozpoczynamy, proszę trzymać się mocno – oświadczyła bileterka odsuwając się od pasażerów – Sześć, pięć, cztery…
- Lauren! Lauren!
Odwróciła się jak na komendę, nadal trzymając za ucho garnka.
- …jeden!
Rozległ się głuchy trzask, a biały dym zasłonił czarownicy widok. Pasażerowie odlecieli.

[xxx]

Centrum Odlotów Świstoklików, nie różniło się zbyt od każdego dworca. Podzielone na sektory opisane wielkimi, rzucającymi się w oczy tablicami, miało też miejsce, gdzie w spokoju można było wypić kawę przed podróżą.
Kawiarnia „Klik” liczyła sobie zaledwie dziesięć malutkich stoliczków, przy którym mieściły się najwyżej dwie osoby. Oferowała kawę, herbatę, zimną wodą i ciastka, pakowane po dwa w folie i leżące na ladzie miesiącami. Z jakiś powodów, nigdy nie cieszyły się one powodzeniem i tylko desperaci nie mając w ustach nic od kilku godzin, decydowali się je spożyć.
Tego popołudnia, w kawiarence tylko jeden stolik był zajęty.
- To było głupie z Twojej strony.
Lauren wzruszyła ramionami, biorąc łyk ze swojej filiżance.
- Polecę następnym – powiedziała – a chciałam się pożegnać.
- Przepraszam, że to tyle trwało. Świat się przeciw mnie sprzysiągł i wszystko cała droga minęła pod górkę.
- Dobrze, że jesteś – stwierdziła King. Zapadła krótka cisza.
- To ile mamy czasu?
- Cały jeden dzień – uśmiechnęła się szeroko dziewczyna, a w jej oczach pojawił się łobuzerski błysk. Pierwszy, od bardzo dawna – Masz jakiś plan. Widzę to w Twoich oczach.
- A i mam, owszem. Szalony, pokręcony i jedyny w swoim rodzaju. Za który, prawdopodobnie zabiją nas wszyscy, którym o nim nie powiemy.
- Wchodzę w to, czymkolwiek jest.

[xxx]

- Tak, to faktycznie szalone i pokręcone. I tak, na pewno gdy reszta się o tym dowie, zabije nas na miejscu – powiedziała uradowana Lauren, wchodząc do swojego domu i odstawiając walizkę w przedpokoju. Rozejrzała się, upewniając że żadnej z jej obecnych współlokatorek nie ma w domu i odwróciła się do drzwi – Mamy godzinę, żeby przygotować jedzenie i zamknąć się w sypialni, zanim dziewczyny wrócą.
- Wystarczy?
- Dużo nie potrzebujemy, prawda? – uśmiechnęła się szeroko, wchodząc pośpiesznie do kuchni i wyciągając z niej butelkę Ognistej Whisky. Zawahała się, jutro z samego rana miała mieć kolejny świstoklik, powinna być trzeźwa, bo z doświadczenia wiedziała, że nawet przy znikomym śladzie alkoholu we krwi, podróż kończyła się nieprzyjemnymi torsjami. Popatrzyła w stronę drzwi, wzruszyła ramionami i wkładając pod pachę kolejną butelkę, podeszła do szafki, wyjmując z niej trochę niezbędnego jedzenia.
- Party czas zacząć – powiedziała do siebie, wychodząc z kuchni i wbiegając po schodach do swojego pokoju, skąd już dobiegał ją przytłumiony głos wokalistki Stepujących Hipogryfów.

[xxx]

Obudziła się w około pustych butelek, papierków po słodyczach i resztek jedzenia. Podniosła się na łokciach, rozglądając po sypialni, poczochrała się po włosach i wstała z łóżka, nadeptując na talerz.
Stłumiła chichot, wyjęła koszulkę z miski po magicznych chrupkach. W drugim kącie pokoju znalazła swoje spodnie, ubrudzone masłem czekoladowym.
Nie pamiętała, kiedy znalazła się w łóżku. Nie była nawet pewna, czy Lily wróciła do siebie, czy po prostu jest gdzieś w domu.
Wyciągnęła z torby czyste ciuchy i bieliznę, wyszła z pokoju i stanęła twarzą w twarz z Evans.
- Dobry – mruknęła do niej rudowłosa, już ubrana i uczesana, ale nadal mocno blada po niedospanej nocy – zrobić Ci kawy?
- Dużo.

[xxx]

Uściskała mocno przyjaciółkę, zarzuciła torbę na plecy.
- Na pewno nie chcesz, żebym Cię odprowadziła?
- Tak, pożegnałyśmy się wystarczająco – zaśmiała się Lauren, a Lily pokiwała głową – dam sobie radę, naprawdę.
- Uważaj na siebie – poprosiła Evans – pisz często. I wracaj szybko.
- Dobrze, mamo.
- I przywieź ze sobą jakiegoś fajnego faceta.
- Postaram się. Ucałuj chłopaków i Joyce.
Uścisnęły się znów, tym razem mocniej. Lily przełknęła mocno ślinę, pomachała przyjaciółce i teleportowała się.
King spojrzała na zegarek, czując wstyd, że tak oszukała przyjaciółkę. Śiwstoklik miała mieć dopiero za dwie godziny, ale już wczoraj postanowiła, że jest jeszcze coś, co powinna zrobić.
Zawahała się przez chwilę, poprawiła torbę i ruszyła przed siebie.

[xxx]

Zapukała mocno, błagając w myślach, żeby Black był w domu. Przeskoczyła nerwowo z nogi na nogę, przygryzając wargę.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich Syriusz. Lauren zarumieniła się natychmiast, spuszczając wzrok. Najwyraźniej przerwała mu prysznic, bo stał przed nią mokry, w bordowym ręczniku okręconym wokoło bioder.
- Co Ty tu robisz? – spytał oszołomiony, instynktownie przytrzymując materiał, który najwyraźniej zaczął się obsuwać w dół.
- Przyszłam się pożegnać – powiedziała cicho, nieśmiało podnosząc wzrok. Syriusz zreflektował się, przepuścił ją w drzwiach, pomagając z torbą.
- Miałaś lecieć wczoraj – zauważył, a ona kiwnęła głową.
- Uciekł mi transport – wyjaśniła cicho, przypatrując się bezczelnie jego klacie.
- Dużo masz czasu? – spytał, również nie odrywając od niej wzroku. Pokiwała głową. Stali przez chwilę, wpatrując się w siebie. W końcu Syriusz niemalże zmusił się, by powiedzieć.
- Ubiorę się.
Odwróciła szybko głowę, a na jej buzi znów pojawił się rumieniec. Syriusz uśmiechnął się półgębkiem.
- Cieszę się, że jesteś – dodał i zniknął w łazience. Zachichotała, przymykając oczy.

[xxx]

Zanim wyszedł, zdążyła nastawić wodę na herbatę. Usiadła wygodnie na kuchennym krześle, bawiąc się breloczkiem od kluczy.
- Co Cię zatrzymało? – usłyszała za swoimi plecami i uśmiechnęła się lekko.
- Lily.
Pokiwał głową, na znak że rozumie, siadając obok niej na krześle. Zapadła krótka cisza, podczas której żadne z nich nie za bardzo wiedziało, co powiedzieć. Wpatrywali się więc w blat stołu, coraz mocniej rozbawieni. I jak zawsze, ta cisza wcale im nie przeszkadzała.

[xxx]

- Uważaj na siebie – poprosił cicho, gdy po godzinie milczenia, zdecydowała, że czas iść – obiecasz mi to?
- Nie pakuj się w kłopoty – odpowiedziała, odgarniając włosy z czoła. Uśmiechnął się lekko, przyciągając ją do siebie i mocno objął.
Ochota, by zostawić w cholerę wymianę, wróciła z podwójną siłą. Przymknęła powieki, wdychając głęboko jego zapach i walcząc ze sobą.
- Nie mogę tak – mruknął Black, odsuwając ją od siebie. Spojrzała na niego zaskoczona – nie chcę, żebyś jechała. Nie chcę, żebyś była tak daleko. Zostań.
Impuls, jaki go do tego pchnął, był niczym w porównaniu z tym, czego w tej samej chwili doświadczyła Lauren. Nie patrząc na wszystko, co do tej pory się stało, upuściła torebkę na ziemię, podeszła do chłopaka i zarzuciła mu ręce na szyję. A potem, najzwyczajniej w świecie, pocałowała go.
Syriusz zdawał się tylko na to czekać. Odwzajemnił pocałunek, a cały świat nagle przestał mieć znaczenie. Zapominając o swoich obietnicach, o czasie, którego mieli coraz mniej, pozwalali by pragnienia wzięły górę nad rozsądkiem.
Kolejne wydarzenia działy się zbyt szybko, by mogli się nad nimi zastanawiać. Coraz to bardziej namiętne pocałunki, ślepe błądzenie dłoni i niezgrabne kroki w kierunku sypialni. Nadal będąc w uścisku, odrywali się od siebie na ułamki sekundy, by nabrać powietrza. Przy każdym wdechu, jeden z guzików Syriuszowej koszuli wyskakwał z dziurki. Gdy przekroczyli próg, Black był już w samych spodniach. Zaraz potem, bluzka Lauren znalazła się na podłodze.
Czując na biodrach jego ciepłe, miękkie dłonie, jeszcze bardziej pragnęła, by czas stanął w miejscu. Poczuła fale gorąca, rozchodzącą się po jej ciele. A potem oboje zwalili się na łóżko. Miękki materac zaskrzeczał pod wpływem ich ciężaru.
Przylgnęła jeszcze bliżej Syriusza i jęknęła, gdy zegar wybił czwartą. Black zamarł, wsłuchując się w wystukiwane godziny. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta.
Westchnął i przekręcając się na plecy. Leżeli tak przez chwilę, uspokajać oddech i wpatrując się tempo w sufit.
- Powinnam iść – wyszeptała w końcu, czując pieczenie pod powiekami. Wiedziała, że nie zniesie kolejnego pożegnania. Już teraz, świadomość odejścia, sprawiała jej ból.
Syriusz, bardzo niechętnie usiadł. Przyjrzał się jej z góry, a na jego twarzy dostrzegła nieznany jej do tej pory wyraz.
- Nie musisz – powiedział ledwo dosłyszalnie, a ona przymknęła powieki, nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Usłyszała jęk materaca i domyśliła się, że Black wstał. Otworzyła oczy, czując jak łzy gromadzą się w kącikach.
Syriusz trzymał w ręku jej koszulkę przyglądając się jej tak, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół.
- Nie musisz iść – powtórzył w końcu, z lekkim wyciągając rękę z ubraniem w jej stronę.
- Jak to sobie wyobrażasz? – spytała ledwo dosłyszalnie, podciągając nogi pod brodę – Wypowiedziałam pokój, u rodziców się nie zatrzymam. Wszyscy tam na mnie czekają niby co…
- Nie musisz iść.
Poczuła narastającą irytację. Odetchnęła, a gdy odezwała się znów, jej głos był dużo wyższy niż zawsze.
- Muszę.
Podszedł do niej, uklęknął, tak że ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Teraz zrozumiała, co dostrzegła w twarzy mężczyzny – niemą rozpacz i prośbę.
- Możesz zostać tu – powiedział tak cicho, że nie była pewna, czy to jej wyobraźnia, czy on. Wziął jej dłonie w swoje, zmarszczył brwi i powtórzył, głośniej i bardziej stanowczo – Możesz tu zostać. Nie musisz iść.
- I co dalej? Co dalej, Syriuszu? Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę zostać, ale co potem? Jak chcesz to nazywać?
Cień uśmiechu na chwile zmienił jego twarz. Zbliżył się, musnął ustami jej usta, cały czas wpatrując się w jej oczy.
Taka odpowiedź, w tej chwili, wystarczyła jej zupełnie.

[xxx]

- Masz dwadzieścia minut, żeby zmienić zdanie – powiedziała, obracając kubek w ręku. Syriusz spojrzał na zegar.
- Jest dziesięć po czwartej – oznajmił z charakterystyczną dla siebie nonszalancją, opierając się o szafkę kuchenną – W ciągu ostatnich pięciu minut, przypomniałaś mi o tym dziesięć razy. Jeszcze kilka i naprawdę odstawię Cię na ten świstoklik.
- Nie możliwe, nie powiedziałam tego aż tyle razy – wymruczała niepewnie, a Syriusz roześmiał się głośno. Podszedł do niej, objął w pasie i powiedział bardzo powoli.
- Możliwe.
- Będę musiała sobie czegoś poszukać – oznajmiła po chwili, a Black westchnął ostentacyjnie.
- Ty chyba nie rozumiesz, co się do ciebie mówi – zirytował się – powiedziałem, że możesz tu zostać. Mam wolne miejsce, kanapa w salonie jest bardzo wygodna. I tak większość nocy spędzam na niej.
- Naprawdę tego chcesz? – zapytała, przygryzając wargi.
- Chcę żebyś tu była – powiedział i zawahał się. Potem dodał, bardzo powoli i cicho – ze mną.


"- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze", a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.”
Rozmowy Trumienne

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.zawada.pun.pl www.21-kr.pun.pl www.dyrtownia.pun.pl www.telekomunikacja.pun.pl www.trava.pun.pl